Potęga pełnego zaangażowania

Zarządzanie energią, a nie czasem, jest gwarancją sukcesu w pracy i w życiu.

NAJWAŻNIEJSZE
NOTATKI Z KSIĄŻKI:

Autor: Jim Loehr, Tony Schwartz

> power full-engagement

Autorzy przez wie­le lat pra­co­wa­li z naj­lep­szy­mi spor­tow­ca­mi, dyrek­to­ra­mi i odkry­li, że naj­lep­si z nich zna­li sekret­ny prze­pis. Wiedzieli, jak się zmu­sić, a potem zre­ge­ne­ro­wać, zmu­sić, zre­ge­ne­ro­wać. Przyjmijmy takie samo podej­ście w swo­im życiu emo­cjo­nal­nym, umy­sło­wym, fizycz­nym i ducho­wym. Powinniśmy myśleć w kate­go­riach sprin­tów, a nie mara­to­nów. Zaangażujmy się w peł­ni w to, co robi­my, a póź­niej daj­my sobie czas na rege­ne­ra­cję. Ale za każ­dym razem zmu­szaj­my się bar­dziej, idź­my dalej niż stre­fa kom­for­tu, dokład­nie tak, jak w przy­pad­ku dobre­go pla­nu ćwi­czeń.

Wszystkie nasze myśli, emo­cje i zacho­wa­nia mają swo­je kon­se­kwen­cje w ener­gii.

Wydajność, zdro­wie i szczę­ście mają źró­dło w zręcz­nym zarzą­dza­niu ener­gią.

By być w peł­ni zaan­ga­żo­wa­ni musi­my mieć ener­gię fizycz­ną, emo­cjo­nal­ne powią­za­nia, umy­sło­we sku­pie­nie i ducho­we dopa­so­wa­nie.

Zanurzmy się w misji, któ­rą się zaj­mu­je­my.

Chęć do pra­cy rano i rów­nie duża chęć, by wie­czo­rem wró­cić do domu – i umie­jęt­ność usta­le­nia jasnych gra­nic pomię­dzy jed­nym i dru­gim.

Profesjonalni spor­tow­cy zwy­kle spędza­ją oko­ło 90 pro­cent cza­su na tre­nin­gach, by być w sta­nie wydaj­nie dzia­łać przez 10 pro­cent cza­su. Ich całe życie jest pod­po­rząd­ko­wa­ne zwięk­sza­niu, pod­trzy­my­wa­niu i odna­wia­niu ener­gii, któ­rej potrze­bu­ją, by kon­ku­ro­wać przez krót­ki, sku­pio­ny okres cza­su. Z prak­tycz­ne­go punk­tu widze­nia budu­ją bar­dzo pre­cy­zyj­ne sche­ma­ty zarzą­dza­nia ener­gią we wszyst­kich sfe­rach życia – jedze­niu i spa­niu; pra­cy i odpo­czyn­ku; przy­wo­ły­wa­niu odpo­wied­nich emo­cji; przy­go­to­wa­niach umy­sło­wych i sku­pia­niu się; i regu­lar­nym łącze­niu się misją, któ­rą sobie usta­li­li.

Głów­ny­mi ozna­ka­mi wydol­no­ści fizycz­nej jest siła, wytrzy­ma­łość, ela­stycz­ność i odpor­ność. Takie same są ozna­ki wydol­no­ści emo­cjo­nal­nej, umy­sło­wej i ducho­wej.

Rozciąga­nie zwięk­sza ela­stycz­ność.

Emocjonalną ela­stycz­ność odzwier­cie­dla moż­li­wość swo­bod­ne­go i odpo­wied­nie­go poru­sza­nia się w sze­ro­kim spek­trum emo­cji zamiast sztyw­ne­go lub defen­syw­ne­go reago­wa­nia.

Emocjonalna odpor­ność to umie­jęt­ność odska­ki­wa­nia od roz­cza­ro­wań, fru­stra­cji, a nawet strat.

Umysłowa wytrzy­ma­łość to umie­jęt­ność sku­pia­nia się i kon­cen­tro­wa­nia przez dłuż­szy czas.

Umysłowa ela­stycz­ność cha­rak­te­ry­zu­je się zdol­no­ścią do prze­cho­dze­nia pomię­dzy tym, co racjo­nal­ne, i tym, co intu­icyj­ne, oraz przyj­mo­wa­niem wie­lu punk­tów widze­nia.

Duchową siłę odzwier­cie­dla przy­wią­za­nie do naj­więk­szych war­to­ści, bez wzglę­du na warun­ki, i trwa­nie przy nich nawet za cenę oso­bi­stych poświę­ceń.

Duchowa ela­stycz­ność prze­ja­wia się w tole­ran­cji wobec war­to­ści i prze­ko­nań, któ­re róż­nią się od naszych, dopó­ki te war­to­ści i prze­ko­na­nia nie przy­no­szą szko­dy inny­mi.

My także musi­my nauczyć się biec przez życie serią sprin­tów – w peł­ni anga­żo­wać się przez okre­sy cza­su, a potem w peł­ni się wyco­fać i szu­kać rege­ne­ra­cji przed ponow­nym sko­kiem do boju.

By zwiększać zdol­no­ści, musi­my zmu­szać się powy­żej zwy­kłych ogra­ni­czeń, tre­no­wać tak samo sys­te­ma­tycz­nie, jak naj­lep­si spor­tow­cy.

Budowanie „mięśni” w każ­dej dzie­dzi­nie nasze­go życia – od empa­tii i cier­pli­wo­ści do kon­cen­tra­cji oraz od kre­atyw­no­ści do uczci­wo­ści i poświę­ce­nia.

Na wszyst­kich pozio­mach roz­wi­ja­my się poprzez zwięk­sza­nie ener­gii ponad nasze zwy­kłe ogra­ni­cze­nia i nastę­pu­ją­cą potem rege­ne­ra­cję. Jeśli wysta­wi­my mię­sień na zwy­kłe warun­ki, to nie uro­śnie. Właściwie z wie­kiem będzie coraz słab­szy. Czynnikiem ogra­ni­cza­ją­cym w budo­wa­niu jakich­kol­wiek „mię­śni” jest to, że wie­lu z nas wyco­fu­je się przy naj­mniej­szym poczu­ciu dys­kom­for­tu. Aby zaspo­ko­ić rosną­ce wyma­ga­nia w naszym życiu, musi­my nauczyć się sys­te­ma­tycz­nie budo­wać i wzmac­niać mię­śnie, gdy tyl­ko nasze moż­li­wo­ści są nie­wy­star­cza­ją­ce. Każda for­ma stre­su, któ­ra powo­du­je dys­kom­fort, daje nam moż­li­wość zwięk­sze­nia naszych zdol­no­ści – fizycz­nie, umy­sło­wo, emo­cjo­nal­nie lub ducho­wo – pod warun­kiem, że nastę­pu­je po niej odpo­wied­nia rege­ne­ra­cja.


Wola i dys­cy­pli­na wyma­gają popy­cha­nia się do okre­ślo­ne­go zacho­wa­nia.

Rytuał nas PRZYCIĄGA.


Siłą rytu­ałów jest to, że wyko­rzy­stu­je­my jak naj­mniej­szą ilość świa­do­mej ener­gii.

Wyobraźmy sobie, że za każ­dym razem, gdy nie uda­ło nam się w peł­ni sku­pić swo­jej uwa­gi na bie­żą­cym zada­niu, nara­zi­li­śmy czy­jeś życie. Bardzo szyb­ko spo­sób, w jaki zarzą­dza­my ener­gią sta­nie się mniej nega­tyw­ny, lek­ko­myśl­ny i nie­dba­ły. Uważamy, że jeste­śmy odpo­wie­dzial­ni za spo­sób zarzą­dza­nia swo­im cza­sem, a przez to, nasze pie­nią­dze. Musimy się nauczyć uwa­żać samych sie­bie za przy­naj­mniej rów­nie odpo­wie­dzial­nych za to, jak zarzą­dza­my swo­ją ener­gią.

Tworzenie pozy­tyw­nych rytuałów jest naj­po­tęż­niej­szym spo­so­bem, jaki wyna­le­zio­no, by efek­tyw­nie zarzą­dzać ener­gią w celu peł­ne­go zaan­ga­żo­wa­nia.

„Jak powi­nie­nem wyko­rzy­sty­wać ener­gię w spo­sób zgod­ny z moimi naj­więk­szy­mi war­to­ścia­mi?”

Niemożli­we jest zapi­sa­nie kie­run­ku zmian, jeśli nie będzie­my w sta­nie szcze­rze oce­nić tego, kim dzi­siaj jeste­śmy.

Spójrzmy Prawdzie w oczy. Oszukiwanie samych sie­bie co do swo­ich wybo­rów ma wpływ na ilość, jakość, siłę i sku­pie­nie naszej ener­gii.

Na stro­nie poweroffullengagement.com [stro­na obec­nie nie­dostępna] moż­na zoba­czyć skró­co­ną wer­sję nasze­go Magazynu Pełnego Zaangażowania.

Niektóre z naszych ist­niejących nawy­ków poma­ga­ją nam prze­trwać dzień, jed­nak zbie­ra­ją swo­je żni­wo, jeśli cho­dzi o naszą wydaj­ność, zdro­wie i szczę­ście. Przykładem może być jedze­nie fast foodów, by na chwi­lę dodać sobie ener­gii.

Tworzenie rytuałów wyma­ga bar­dzo pre­cy­zyj­ne­go okre­śle­nia zacho­wa­nia i wyko­ny­wa­nia go w ści­śle okre­ślo­nym cza­sie – moty­wo­wa­ne­go naj­waż­niej­szy­mi war­to­ścia­mi.

Wielcy przy­wód­cy są zarząd­ca­mi ener­gii orga­ni­za­cyj­nej. Zaczynają od sku­tecz­ne­go zarzą­dza­nia wła­sną ener­gią. Jako przy­wód­cy, musza mobi­li­zo­wać, sku­piać, inwe­sto­wać, kie­ro­wać, odna­wiać i roz­sze­rzać ener­gię innych ludzi.

Potężne źró­dło ener­gii moż­na uzy­skać dzię­ki kon­tak­to­wi z jasnym poczu­ciem celu.

Odłączo­ny od naj­waż­niej­szych war­to­ści, nie miał wiel­kiej moty­wa­cji, by lepiej o sie­bie dbać lub kon­tro­lo­wać swój brak cier­pli­wo­ści, a nawet bar­dziej cenić swój czas i sku­piać uwa­gę.

Brak rów­no­wa­gi pomiędzy wyko­rzy­sty­wa­niem i rege­ne­ra­cją ener­gii: albo tre­nu­je się zbyt dużo, albo za mało.

Zarówno prze­tre­no­wa­nie, jak i za mało inten­syw­ne tre­no­wa­nie, mają kon­se­kwen­cje w wydaj­no­ści, łącz­nie z upo­rczy­wy­mi kon­tu­zja­mi i cho­ro­ba­mi, nie­po­ko­jem, nega­tyw­nym nasta­wie­niem i zło­ścią, pro­ble­ma­mi z kon­cen­tra­cją i utra­tą zapa­łu.

Gdy zużywa­my ener­gię, opróż­nia­my zbior­nik. Gdy ją rege­ne­ru­je­my, z powro­tem go napeł­nia­my. Zbyt wiel­kie zuży­cie ener­gii bez wystar­cza­ją­cej rege­ne­ra­cji w koń­cu pro­wa­dzi do wypa­le­nia się i zała­ma­nia (nad­uży­waj i strać). Zbyt wie­le rege­ne­ra­cji bez wystar­cza­ją­ce­go stre­su pro­wa­dzi do zani­ku i sła­bo­ści (uży­waj albo strać).

Korzyści pły­ną­ce ze zrów­no­wa­żo­ne­go pro­gra­mu spraw­no­ści znacz­nie zmniej­sza­ją się już po jed­nym tygo­dniu nie­ak­tyw­no­ści – i zupeł­nie zni­ka­ją już po zale­d­wie czte­rech tygo­dniach.

Emocjonalna głębia i odpor­ność zale­żą od aktyw­ne­go zaan­ga­żo­wa­nia w nasze uczu­cia i innych ludzi. Błyskotliwość umy­słu zmniej­sza się w przy­pad­ku bra­ku sta­łe­go wyzwa­nia inte­lek­tu­al­ne­go. Ilość ener­gii ducho­wej zale­ży od regu­lar­ne­go powra­ca­nia do naszych naj­waż­niej­szych war­to­ści i przyj­mo­wa­nia na sie­bie odpo­wie­dzial­no­ści za swo­je zacho­wa­nie.

Zakłada­my, że w nie­któ­rych dzie­dzi­nach może­my zuży­wać ener­gię w nie­skoń­czo­ność – zwy­kle ener­gię umy­sło­wą i emo­cjo­nal­ną – i że może­my dzia­łać sku­tecz­nie, nie poświę­ca­jąc zbyt wie­le ener­gii na wszyst­ko inne – zwy­kle cho­dzi o ener­gię fizycz­ną i ducho­wą.

W ciągu od szes­na­stu do dwu­dzie­stu sekund pomię­dzy zdo­by­ty­mi punk­ta­mi w meczu, tem­po ude­rzeń ser­ca u naj­lep­szych spor­tow­ców spa­da o aż dwa­dzie­ścia ude­rzeń na minu­tę. Tworząc bar­dzo wydaj­ny i sku­pio­ny zwy­czaj rege­ne­ra­cji, gra­cze ci zna­leź­li spo­sób, by uzy­skać nie­zwy­kłą rege­ne­ra­cję ener­gii w bar­dzo krót­kim cza­sie.

Wielu z nas trak­tu­je życie jak mara­ton, któ­ry nie koń­czy się, dopó­ki nie skoń­czy się na dobre.

Musimy nauczyć się usta­lać punk­ty zatrzy­ma­nia w naszym dniu, nie­na­ru­szal­ny okres, kie­dy scho­dzi­my z toru, prze­sta­je­my prze­twa­rzać infor­ma­cje i kie­ru­je­my naszą uwa­gę z osią­gów na rege­ne­ra­cję.

By zwiększać moż­li­wo­ści, musi­my sys­te­ma­tycz­nie wysta­wiać się na wię­cej stre­su – po któ­rym nastą­pi odpo­wied­nia rege­ne­ra­cja.

Na każdym pozio­mie roz­wi­ja­my się poprzez wyko­rzy­sty­wa­nie ener­gii ponad zwy­kłe gra­ni­ce, i nastę­pu­ją­cą potem rege­ne­ra­cję.

Sęk w tym, że instynk­tow­nie uni­ka­my zmu­sza­nia się do rze­czy, leżą­cych poza naszą obec­ną stre­fą kom­for­tu.

Najlepsze momen­ty w naszym życiu zwy­kle zda­rza­ją się wte­dy, gdy nasze cia­ło lub umysł są roz­cią­gnię­te do gra­nic moż­li­wo­ści w dobro­wol­nym wysił­ku osią­gnię­cia cze­goś trud­ne­go i war­te­go poświę­ce­nia.

Największa satys­fak­cja wyni­ka z naszej chę­ci wysta­wie­nia się na nowe wyzwa­nia i zaan­ga­żo­wa­nia się w nowe doświad­cze­nia.

Chęć naru­sze­nia naszych stref kom­for­tu zale­ży po czę­ści od pozio­mu nasze­go pod­świa­do­me­go bez­pie­czeń­stwa. W zależ­no­ści od tego, do jakie­go stop­nia zże­ra­ją nas nie­po­ko­je, jeste­śmy mniej chęt­ni, by wysta­wić się na jaki­kol­wiek dys­kom­fort.

Stopniowe i zyskow­ne wysta­wia­nie na rosnące daw­ki stre­su.

Rozmiar zbior­ni­ka naszej ener­gii zależy od nasze­go oddy­cha­nia, spo­ży­wa­nych pokar­mów i tego, kie­dy jemy, ilo­ści i jako­ści snu, tego, jak czę­sto rege­ne­ru­je­my się w cią­gu dnia oraz od pozio­mu naszej spraw­no­ści fizycz­nej.

Wdychanie powie­trza pod­czas licze­nia do trzech i wydy­cha­nie pod­czas licze­nia do sześciu zmniej­sza pod­eks­cy­to­wa­nie i uci­sza nie tyl­ko cia­ło, ale tak­że umysł i emo­cje.

Nawet, jeśli nie czu­je­my się świa­do­mie głod­ni, jedze­nie śnia­da­nia jest nie­zwy­kle waż­ne. Nie tyl­ko zwięk­sza poziom glu­ko­zy we krwi, lecz tak­że odpa­la meta­bo­lizm.

Często­tli­wość jedze­nia rów­nież ma wpływ na zdol­ność do peł­ne­go zaan­ga­żo­wa­nia się i zacho­wa­nia wyso­kiej wydaj­no­ści. Jedzenie w cią­gu dnia pię­ciu-sze­ściu nisko­ka­lo­rycz­nych, boga­tych w skład­ni­ki odżyw­cze „posił­ków” zapew­nia sta­łe uzu­peł­nia­nie ener­gii. Nawet naj­bar­dziej boga­te w ener­gię posił­ki nie zasi­lą dzia­ła­nia przez czte­ry do ośmiu godzin, któ­rym czę­sto pozwa­la­my upły­nąć pomię­dzy posił­ka­mi

Przekąski pomię­dzy posił­ka­mi powin­ny mieć od 100 do 150 kalo­rii i zno­wu powin­ni­śmy się­gać po nisko­gli­ke­micz­ne pokar­my, jak orze­chy, ziar­na sło­necz­ni­ka i owo­ce.

Zmiany ener­gii, któ­rych doświad­cza­my, są zwią­za­ne z ultra dobo­wym cyklem, któ­ry regu­lu­je fizjo­lo­gicz­ne ozna­ki czuj­no­ści w okre­sach od 90 do 120 minut.

Cztery tygo­dnie zajęło mu zamknię­cie się w tych nowych rytu­ałach, tak, że zaczę­ły go widocz­nie przy­cią­gać.

Zalecany pro­to­kół ćwi­czeń to dwa­dzie­ścia do trzy­dzie­stu minut cią­głych ćwi­czeń przez trzy do pię­ciu dni w tygo­dniu, na pozio­mie 60 do 85 pro­cent mak­sy­mal­ne­go pul­su.

Sprint, wcho­dze­nie i scho­dze­nie po scho­dach, jaz­da na rowe­rze, a nawet pod­no­sze­nie cięża­rów, pod warun­kiem, że efek­tem jest ryt­micz­ne pod­no­sze­nie i obni­ża­nie pul­su.

Szczepienie prze­ciw­ko stre­so­wi występu­je tyl­ko wte­dy, gdy inten­syw­ność stre­su jest na opty­mal­nym pozio­mie – wystar­cza­ją­co wyso­kim, by akty­wo­wać sys­tem psy­cho­lo­gicz­ny i bio­lo­gicz­ny danej oso­by, ale na tyle niskim, by nie przy­tła­czał tej oso­by. Jeśli poziom stre­su nie jest wystar­cza­ją­co wyso­ki, szcze­pie­nie nie będzie mieć miej­sca; jeśli poziom stre­su jest zbyt wyso­ki, wystą­pi uczu­le­nie na stres i oso­ba praw­do­po­dob­nie będzie dzia­łać mniej sku­tecz­nie, gdy znów będzie zestre­so­wa­na. Krótko mówiąc, mini­ma­li­zo­wa­nie lub uni­ka­nie stre­su ma rów­nie nisz­czą­cy wpływ, co zbyt duża ilość stre­su bez rege­ne­ra­cji.

Naukowcy zba­da­li skut­ki leżenia w łóż­ku w przy­pad­ku 16 000 pacjen­tów z pięt­na­sto­ma róż­ny­mi dole­gli­wo­ścia­mi medycz­ny­mi. Okazało się, że pacjen­ci nie korzy­sta­li szcze­gól­nie na prze­dłu­żo­nym leże­niu w łóż­ku, bez wzglę­du na ich dole­gli­wo­ści. Wręcz prze­ciw­nie, leże­nie w łóż­ku zwy­kle opóź­nia­ło wyzdro­wie­nie i w nie­któ­rych przy­pad­kach wyrzą­dza­ło pacjen­tom dal­szą krzyw­dę. Te wnio­ski mia­ły zasto­so­wa­nie w dole­gli­wo­ściach, na któ­re od daw­na zale­ca­no leże­nie w łóż­ku, łącz­nie z bóla­mi krzy­ża czy powro­tem do zdro­wia po zawa­le.

Nigdy nie udało mu się wytrwać przy pro­gra­mie ćwi­czeń na tyle dłu­go, by czer­pać z nie­go jakie­kol­wiek korzy­ści.

Poświę­ce­nie się pro­gra­mo­wi ćwi­czeń na sześć­dzie­siąt dni – gór­ny limit cza­su, któ­ry jest zwy­kle potrzeb­ny, byśmy przy­zwy­cza­ili się do nowe­go rytu­ału.

Kluczem do każde­go nowe­go pro­gra­mu ćwi­czeń jest powol­ne roz­po­czę­cie i przy­ro­sto­wy roz­wój.

Monitorowanie pul­su i puls doce­lo­wy. Mógł osią­gnąć ten puls dzię­ki szyb­kie­mu cho­dze­niu. Utrzymywał go przez 60 sekund, a potem zwal­niał, dopó­ki jego puls nie spadł do 90.

Powtarzał tę kolej­ność góra-dół przez kolej­ne dwa­dzie­ścia minut. Zamiast cią­gle się zmu­szać przez dwa­dzie­ścia czy dwa­dzie­ścia pięć minut, uczył swo­je cia­ło tole­ro­wa­nia stre­su i wydaj­nej rege­ne­ra­cji.

Inteligencja emo­cjo­nal­na to po pro­stu zdol­ność do umie­jęt­ne­go zarzą­dza­nia emo­cja­mi w celu zacho­wa­nia wyso­kie­go pozio­mu pozy­tyw­nej ener­gii i peł­ne­go zaan­ga­żo­wa­nia. Praktycznie rzecz bio­rąc, naj­waż­niej­szy­mi „mię­śnia­mi” lub kom­pe­ten­cja­mi, któ­re napę­dza­ją pozy­tyw­ne emo­cje, są pew­ność sie­bie, samo­kon­tro­la (samo­re­gu­la­cja), umie­jęt­no­ści spo­łecz­ne (sku­tecz­ność inter­per­so­nal­na) i empa­tia. Mniejsze, wspo­ma­ga­ją­ce „mię­śnie” to cier­pli­wość, otwar­tość, zaufa­nie i radość.

Gdy nasze emo­cjo­nal­ne mięśnie są sła­be lub nie­wy­star­cza­ją­co roz­wi­nię­te, by speł­nić ocze­ki­wa­nia – jeśli na przy­kład brak nam pew­no­ści sie­bie lub mamy za mało cier­pli­wo­ści – musi­my sys­te­ma­tycz­nie zwięk­szać zdol­no­ści poprzez wynaj­dy­wa­nie rytu­ałów, któ­re prze­pchną nas dalej niż obec­na zdol­ność, a następ­nie rege­ne­ra­cję.

Epidemiolog, David Snowdon, zba­dał 678 star­szych zakon­nic, któ­re mia­ły napi­sać oso­bi­sty esej, gdy wstą­pi­ły do zako­nu mając nie­wie­le ponad 20 lat. Te zakon­ni­ce, w któ­rych pra­cach prze­wa­ża­ły pozy­tyw­ne emo­cje (szczę­ście, miłość, nadzie­ja, wdzięcz­ność i zado­wo­le­nie) zwy­kle wio­dły dłuż­sze i bar­dziej pro­duk­tyw­ne życie. Zakonnice z naj­więk­szą licz­bą zdań z pozy­tyw­ny­mi emo­cja­mi były nara­żo­ne na poło­wę ryzy­ka śmier­ci w jakim­kol­wiek wie­ku w porów­na­niu do tych, któ­re mia­ły naj­mniej­szą licz­bę takich zdań.

Podejmujmy się dzia­łań po pro­stu dla­te­go, że są przy­jem­ne i emo­cjo­nal­nie odżyw­cze.

Trzymanie się takie­go fizycz­ne­go zwy­cza­ju pomo­gło mu zako­twi­czyć się w poczu­ciu nor­mal­no­ści i zapew­ni­ło emo­cjo­nal­ną rege­ne­ra­cję każ­de­go dnia.

Swobodna roz­mo­wa z nowy­mi przy­ja­ciółmi. Zaczęła być rów­nie zaan­ga­żo­wa­na w ich życie, jak oni w jej.

Prawdziwa empa­tia wyma­ga zre­zy­gno­wa­nia z własnych celów, przy­naj­mniej na jakiś czas.

Wszystkie cno­ty są ze sobą zwią­za­ne. Szczerość bez współ­czu­cia, na przy­kład, sta­je się okru­cień­stwem.

By działać w peł­ni swo­ich moż­li­wo­ści, musi­my być w sta­nie pod­trzy­mać kon­cen­tra­cję i bar­dziej ela­stycz­nie prze­su­wać się pomię­dzy ogó­łem i szcze­gó­łem, jak rów­nież sku­pie­niem wewnętrz­nym i zewnętrz­nym.

Najważniej­szy­mi mię­śnia­mi pomoc­ni­czy­mi, któ­re napę­dza­ją opty­mal­ną ener­gię umy­sło­wą są umy­sło­we przy­go­to­wa­nie, wizu­ali­za­cja, afir­ma­cja, efek­tyw­ne zarzą­dza­nie cza­sem i kre­atyw­ność.

Agenci, któ­rzy osiągnę­li wyni­ki w gór­nych 10 pro­cen­tach pod wzglę­dem opty­mi­zmu sprze­da­wa­li 88 pro­cent wię­cej od tych, któ­rzy byli w naj­bar­dziej pesy­mi­stycz­nych 10 pro­cen­tach.

Da Vinci napi­sał: „Bardzo dobrym pla­nem jest, raz na jakiś czas, odda­le­nie się i relaks… Gdy wró­ci­my do pra­cy, nasza oce­na będzie pew­niej­sza, ponie­waż cią­gła pra­ca powo­du­je, że tra­ci­my umie­jęt­ność oce­nia­nia.”

Kolejne kro­ki pro­ce­su kre­atyw­ne­go. Powszechnie wyróżnia się obec­nie pięć eta­pów: pierw­szy wgląd, nasy­ce­nie, wylę­ga­nie, oświe­ce­nie i wery­fi­ka­cja.

Najwyższa for­ma kre­atyw­no­ści zale­ży od ryt­micz­nych ruchów pomię­dzy zaan­ga­żo­wa­niem i jego bra­kiem, myśle­niem i odpusz­cza­niem, dzia­ła­niem i odpo­czyn­kiem.

Wystawianie się na krót­ko­trwa­ły stres może na przy­kład sty­mu­lo­wać przy­pły­wy adre­na­li­ny, któ­re fak­tycz­nie polep­sza­ją pamięć.

Japoński neu­ro­bio­log opra­co­wał dla gru­py mło­dych ludzi pro­gram trzy­dzie­sto­mi­nu­to­we­go jog­gin­gu, dwa-trzy razy w tygo­dniu. Gdy prze­te­sto­wał ich pod koniec dwu­na­ste­go tygo­dnia ćwi­czeń pod kątem umie­jęt­no­ści zapa­mię­ty­wa­nia ich wyni­ki, a tak­że pręd­kość ukoń­cze­nia testów, znacz­nie się polep­szy­ły. W rów­nym stop­niu te korzy­ści znik­nę­ły nie­mal natych­miast, gdy zaprze­sta­li ćwi­czeń.

Najważniej­szym mię­śniem, któ­ry napę­dza ener­gię ducho­wą jest cha­rak­ter – odwa­ga i prze­ko­na­nie, by żyć według swo­ich war­to­ści, nawet jeśli wią­że się to z oso­bi­stym poświę­ce­niem i trud­no­ścia­mi. Pomocnicze mię­śnie ducho­we to pasja, poświę­ce­nie, uczci­wość i szcze­rość. Duchową ener­gię pod­trzy­mu­je zrów­no­wa­że­nie poświę­ce­nia dla innych z odpo­wied­nią tro­ską o sie­bie.

Brak kon­tak­tu z zaj­mującym poczu­ciem celu ogra­bi­ło go z pasji i jakie­go­kol­wiek poczu­cia kie­run­ku.

Rozwijanie ducho­wych zdol­ności wyma­ga pod­po­rząd­ko­wa­nia wła­snych potrzeb cze­muś poza naszym zain­te­re­so­wa­niem samy­mi sobą. Ponieważ czę­sto postrze­ga­my wła­sne potrze­by jako pil­ne, odwró­ce­nie od nich uwa­gi może wywo­łać bar­dzo pry­mi­tyw­ne oba­wy doty­czą­ce prze­trwa­nia. „Jeśli napraw­dę sku­pię swo­ją uwa­gę na innych, kto będzie uwa­żał na mnie?” – mar­twi­my się. Odsunięcie na bok wła­snych korzy­ści w celu słu­że­nia innym ludziom lub waż­nej spra­wie jest ozna­ką odwa­gi.

Ludzie tak naprawdę nie potrze­bu­ją sta­nu bez napię­cia, lecz wal­ki i sta­rań, by osią­gnąć war­ty poświę­ce­nia cel.

„Jesteśmy dużo lep­si niż nam się wyda­je. Mamy nie­uświa­do­mio­ne zdol­no­ści, któ­re cza­sa­mi poja­wia­ją się tyl­ko w kry­zy­sie. Więc jeśli ist­nie­je jakiś cel w takim cier­pie­niu, jakim jest rak, myślę, że musi to być po to, by nas ulep­szyć.” – Lance Armstrong

Stajemy się w peł­ni zaan­ga­żo­wa­ni tyl­ko wte­dy, gdy czu­je­my, że to, co robi­my, napraw­dę ma zna­cze­nie.

Cel działania two­rzy cel prze­zna­cze­nia.

Weźmy kogoś, kogo głę­bo­ko sza­nu­je­my. Opiszmy trzy cechy, któ­re naj­bar­dziej podzi­wia­my w tej oso­bie.

Twórzmy wizję tego, jak zamie­rza­my inwe­sto­wać swo­ją ener­gię.

By zapew­nić inspi­ra­cję, cel musi być wznio­sły, ambit­ny, nawet tro­chę zbyt ambit­ny. Musi być reali­stycz­ny, kon­kret­ny i oso­bi­sty.

„Każdy rodzaj uza­leż­nie­nia jest zły” – pisał Carl Jung – „bez wzglę­du na to, czy to nar­ko­ty­kiem jest alko­hol, mor­fi­na czy ide­alizm.”

Zwodzimy samych sie­bie, by chro­nić naszą samo­oce­nę – obraz tego, kim jeste­śmy, lub kim chcie­li­by­śmy być.

Intelektualizacja to spo­sób na kogni­tyw­ne przyjęcie praw­dy, bez emo­cjo­nal­ne­go doświad­cza­nia jej wpły­wu.

Jednak dla­cze­go lide­rzy, któ­rzy osiągnę­li naj­więk­sze suk­ce­sy, kon­se­kwent­nie naj­bar­dziej uni­ka­li roz­gło­su, byli skrom­ni i chęt­nie dzie­li­li się uzna­niem? Po czę­ści to ich skrom­ność dała innym moż­li­wość roz­kwi­tu.

Sukces każde­go duże­go przed­się­wzię­cia zale­ży od nada­nia ludziom poczu­cia wła­sno­ści i spra­wie­nia, by czy­li się doce­nia­ni i cen­ni. Autentyczna skrom­ność ozna­cza­ła tak­że, że ci lide­rzy byli otwar­ci na prze­ciw­sta­wia­ją­ce się ich poglą­dom opi­nie innych i moż­li­wość, że ich wła­sne poglą­dy nie zawsze musia­ły być praw­dzi­we. Byli na tyle pew­ni sie­bie, by móc się mylić, nie czu­jąc przy tym, że ich pozy­cja zosta­nie naru­szo­na.

„Poprośmy kogoś o poda­nie opi­su oso­bo­wo­ści, któ­rą uwa­ża za naj­bar­dziej nik­czem­ną, naj­bar­dziej nie­moż­li­wą do znie­sie­nia i znie­na­wi­dzo­ną” – pisze Edward Whitmont – „a poda opis wła­snych stłu­mio­nych cech oso­bo­wo­ści… Te cechy są dla nie­go tak nie­moż­li­we do zaak­cep­to­wa­nia wła­śnie dla­te­go, że przed­sta­wia­ją jego stłu­mio­ną stro­nę; tyl­ko z tym, cze­go nie może­my zaak­cep­to­wać w nas samych, nie może­my pogo­dzić się w innych.”

Jak w przy­pad­ku wszyst­kich naszych „mięśni” nie­uży­wa­na samo­świa­do­mość zani­ka, i pogłę­bia się, gdy prze­ła­mu­je­my opór, by zoba­czyć wię­cej praw­dy. Codziennie zapo­mi­na­my o nie­któ­rych aspek­tach nas samych. Tak samo, jak musi­my wra­cać do siłow­ni i pod­no­sić cię­ża­ry, prze­ła­my­wać opór, aby utrzy­mać lub zwięk­szyć siłę, musi­my też sta­le rzu­cać świa­tło na te aspek­ty, któ­rych wole­li­by­śmy nie widzieć, aby zwięk­szać swo­je umy­sło­we, emo­cjo­nal­ne i ducho­we zdol­no­ści.

Jeśli cho­dzi o pozna­wa­nie praw­dy, zbyt duża daw­ka może być przy­tła­cza­ją­ca, a nawet destruk­cyj­na. Niektóre praw­dy są zbyt nie do znie­sie­nia, jeśli przy­jąć je wszyst­kie naraz.

Ivan Lendl zde­cy­do­wa­nie nie był naj­bar­dziej uzdol­nio­nym fizycz­nie teni­si­stą swo­jej epo­ki, ale przez pięć lat był gra­czem numer jeden na świe­cie. Jego prze­wa­gą była stwo­rzo­na przez nie­go ruty­no­wość. Jego codzien­ność toczy­ła się według podob­ne­go sche­ma­tu w każ­dej dzie­dzi­nie życia. Stworzył rygo­ry­stycz­ny pro­gram ćwi­czeń poza kor­tem, wśród nich sprin­ty, bie­gi krót­ko­dy­stan­so­we, dłu­gie tra­sy rowe­ro­we i ćwi­cze­nia siło­we. Regularnie wyko­ny­wał ćwi­cze­nia bale­to­we przy drąż­ku, by popra­wić rów­no­wa­gę i wdzięk. Przeszedł na nisko­tłusz­czo­wą, boga­tą w zło­żo­ne węglo­wo­da­ny die­tę i jadł o ści­śle okre­ślo­nych porach. Lendl codzien­nie wyko­ny­wał tak­że ćwi­cze­nia na umy­sło­we sku­pie­nie, by popra­wić kon­cen­tra­cję – i regu­lar­nie wpro­wa­dzał nowe, by upew­nić się, że wciąż są dla nie­go wyzwa­niem. W trak­cie tur­nie­jów wyraź­nie instru­ował rodzi­nę i przy­ja­ciół, żeby nie obcią­ża­li go pro­ble­ma­mi, któ­re mogły­by odwró­cić jego uwa­gę od zada­nia. Cokolwiek robił, był albo w peł­ni zaan­ga­żo­wa­ny, albo stra­te­gicz­nie wyco­fa­ny. Drobiazgowo wyzna­czał sobie nawet czas na relaks i rege­ne­ra­cję, uwzględ­nia­jąc rekre­acyj­ną grę w gol­fa, codzien­ne popo­łu­dnio­we drzem­ki i regu­lar­nie zapla­no­wa­ne masa­że. Na kor­cie, pod­czas meczy, pole­gał na kolej­nym zesta­wie rytu­ałów, by być skon­cen­tro­wa­nym i sku­pio­nym, łącz­nie z wizu­ali­za­cją punk­tów, zanim je zdo­bę­dzie i prze­strze­ga­niem tego same­go, wie­lo­kro­ko­we­go rytu­ału za każ­dym razem gdy pod­cho­dził do linii, by zaser­wo­wać.

Logiczne jest założe­nie, że Lendl osią­gnął mistrzo­stwo po czę­ści dla­te­go, że miał nie­zwy­kłą siłę woli i dys­cy­pli­nę. Prawdopodobnie tak nie jest. Rosnąca licz­ba naukow­ców suge­ru­je, że zale­d­wie 5 pro­cent nasze­go zacho­wa­nia jest świa­do­mie kon­tro­lo­wa­ne przez nas samych. Jesteśmy więź­nia­mi nawy­ków i aż 95 pro­cent tego, co robi­my dzie­je się auto­ma­tycz­nie lub w wyni­ku potrze­by lub zanie­po­ko­je­nia. Lendl genial­nie i instynk­tow­nie rozu­miał potę­gę pozy­tyw­nych rytu­ałów – pre­cy­zyj­nych, świa­do­mie naby­tych zacho­wań, któ­re auto­ma­ty­zu­ją się w naszym życiu, napę­dza­ne głę­bo­kim poczu­ciem celu.

Siła rytu­ałów pozy­tyw­nej ener­gii tkwi w trzech pozio­mach. Pomagają nam upew­nić się, że sku­tecz­nie zarzą­dza­my ener­gią, by słu­ży­ła misji, któ­rą się zaj­mu­je­my. Zmniejszają potrze­bę pole­ga­nia na ogra­ni­czo­nej świa­do­mej woli i dys­cy­pli­nie w celu pod­ję­cia dzia­ła­nia. Wreszcie, rytu­ały to potęż­ny śro­dek, dzię­ki któ­re­mu zamie­nia­my war­to­ści i prio­ry­te­ty w dzia­ła­niu – ucie­le­śnia­my to, co ma dla nas naj­więk­sze zna­cze­nie w codzien­nym zacho­wa­niu.

Rytuały peł­nią rolę zako­twi­cze­nia, zapew­nia­jąc, że nawet w naj­trud­niej­szych warun­kach będzie­my nadal wyko­rzy­sty­wać ener­gię tak, by słu­ży­ła war­to­ściom, któ­re ceni­my naj­bar­dziej.

Za każdym razem, gdy bie­rze­my udział w rytu­ale, wyra­ża­my swo­je prze­ko­na­nia, albo słow­nie, albo mniej bez­po­śred­nio.

Wspomagająca siła rytu­ałów pocho­dzi z oszczę­dza­nia ener­gii. „Nie powin­ni­śmy kul­ty­wo­wać nawy­ku myśle­nia o tym, co robi­my.”

Postęp cywi­li­za­cji nastę­pu­je dzię­ki zwięk­sze­niu licz­by ope­ra­cji, któ­re może­my wyko­ny­wać bez myśle­nia o nich.

Dyscyplina, suge­ru­je POPYCHANIE samych sie­bie do działania, w prze­ci­wień­stwie do dobre­go rytu­ału, któ­ry nas CIĄGNIE. W pew­nym sen­sie czu­je­my się gorzej, jeśli tego nie zro­bi­my.

Możli­we jest stra­te­gicz­ne powięk­sze­nie mię­śnia samo­kon­tro­li. W tym przy­pad­ku ma zasto­so­wa­nie taki sam pro­gram ćwi­czeń. Ćwiczymy samo­kon­tro­lę, empa­tię lub cier­pli­wość ponad zwy­kłe ogra­ni­cze­nia, a potem poświę­ca­my czas na resz­tę, a te mię­śnie sta­ją się coraz sil­niej­sze.

Zmiana z men­tal­ności mara­toń­czy­ka na men­tal­ność sprin­te­ra.

Ponieważ Peter powie­dział nam, że naj­bar­dziej świe­żo czu­je się wcze­śnie rano, pole­ci­li­śmy mu roz­po­czy­nać dzień pra­cy o 6.30 i pisać przez dzie­więć­dzie­siąt minut, zanim zacznie robić cokol­wiek inne­go. O 8.00 Peter robił prze­rwę na śnia­da­nie z żoną. Wracał do pra­cy o 8.30 i pisał bez prze­rwy do 10.00. Wtedy robił sobie dwu­dzie­sto­mi­nu­to­wą prze­rwę rege­ne­ra­cyj­ną – dzie­sięć minut tre­nin­gu z lek­ki­mi cię­żar­ka­mi i dzie­sięć minut medy­ta­cji. Jadł rów­nież kawa­łek jakie­goś owo­cu albo garść orze­chów zanim wra­cał do biur­ka. Trzecia sesja pisa­nia nastę­po­wa­ła od 10:30 do połu­dnia, kie­dy to Peter szedł bie­gać, a potem jadł lunch. Przez te 4,5 godzi­ny sku­pio­nej pra­cy rano Peter był w sta­nie napi­sać nie­mal dwa razy wię­cej niż w poprzed­nich latach, sie­dząc przy biur­ku aż do dzie­się­ciu godzin.

Jeśli nasze rytu­ały sta­ją się zbyt sztyw­ne, nie­zmien­ne i linio­we, kon­se­kwen­cją jest nuda, wyco­fa­nie się, a nawet zmniej­szo­na pasja i pro­duk­tyw­ność.

Mocno trzy­maj­my się swo­ich rytu­ałów, gdy pre­sja w naszym życiu gro­zi zepchnię­ciem nas z obra­nej ścież­ki i od cza­su do cza­su ana­li­zuj­my je i zmie­niaj­my tak, by były świe­że.

W two­rze­niu efek­tyw­nych rytuałów zarzą­dza­nia ener­gią ist­nie­je kil­ka klu­czo­wych ele­men­tów, ale żaden z nich nie jest tak waż­ny jak dokład­ne cza­so­wa­nie i pre­cy­zja zacho­wań przez trzy­dzie­ści do sześć­dzie­się­ciu dni okre­su przy­swa­ja­nia.

Dokład­ne cza­so­wa­nie i pre­cy­zja zacho­wań dra­stycz­nie zwięk­sza praw­do­po­do­bień­stwo suk­ce­su.

Dzięki okre­śle­niu, kie­dy, gdzie i jak będzie wystę­po­wać zacho­wa­nie, nie musi­my myśleć zbyt wie­le o jego wyko­na­niu.

Im mniej muszą myśleć ludzie w nie­sprzy­ja­ją­cych warun­kach, tym lepiej.

Twórzmy rytuały roz­wi­ja­ją­ce się – skup­my się na jed­nej zna­czą­cej zmia­nie naraz i ustal­my moż­li­we do osią­gnię­cia cele na każ­dym eta­pie pro­ce­su.

Twórzmy codzien­ny dzien­nik odpo­wie­dzial­ności. To ćwi­cze­nie może być po pro­stu zazna­cza­niem odpo­wie­dzi „tak” lub „nie” na arku­szu trzy­ma­nym obok łóż­ka.